A gdyby tak zniszczyć emocje? Equilibrium

Data:
Ocena recenzenta: 9/10

Wyobraź sobie świat bez emocji. Wyobraź sobie świat, w którym emocje są źródłem wszelkie zła, jakie czyni człowiek w stosunku do drugiego człowieka. Wyobraź sobie organizację, która eksterminuje wszelkie przejawy emocji. Nie potrafisz? Equilibrium Ci to umożliwi.

Equilibrium to przedstawienie swiata, w którym zostały wyelminowane wszelkie emocje. W świecie tym funkcjonują “Klerycy” – wyszkoleni zabójcy niszczący tych, którzy sprzeciwiają się systemowi, nie zażywając leku zwanego Prozium – to właśnie ten lek tłumi ludzkie emocje. Jeden z kleryków John Preston postanawia jednak nie wziąć jednej dawki leku.

Więcej szczegółów odnośnie fabuły nie zdradzę. Powiem za to, że krew leje się gęsto, trochę za gęsto. Twórca Kurt Wimmer przedstawił świat, w którym emocje są tym, co skłania człowieka do zabijania, a ich elminacja ma być lekiem na wszelkie ludzkie problemy. Dziwnie się jednak układa, bowiem Ci, którzy są wolni od emocji dzięki Prozium, zabijają więcej niż ludzie te emocje czujący. Okazuje się więc, że wyelminowanie tychże emocji nic nie daje, a jak człowiek zabijał tak zabija nadal – i trzeba przyznać, że jest to ciekawy zabieg twórców.

Jednak nie najciekawszy, bowiem jeszcze ciekawszym jest wszechogarniająca pustka. Poprzez powolne dialogi, sterylne wręcz wnętrza i scenerie “cywilizowanego” miasta, oraz perfekcję w sztuce walki kleryków twórcy dali widzowi odczuć to, co czują obywatele rządzonego przez reżim społeczeństwa – a właściwie czego nie czują. Oglądając Equilibrium widz na własnej skórze poczuje pustkę, emocjonalną próźnię – jest to bardzo ciekawie pomyślany zabieg.

Nie oznacza to bynajmniej, że film jest nudny. Efektowne sceny walk równomiernie rozłożone są przez całą produkcję, nie pozwalając widzowi się nudzić. Equilibrium jednak nie jest nastawione na akcję, ale raczej na skłonienie widza do przemyśleń. Stworzone dzięki Prozium totalitarne społeczeństwo przejawia elementy nazizmu – na co nakierowuje nas wiele scen w filmie. Widz stawia sobie pytanie czy takie społeczeństwo faktycznie mogłoby być lepsze? Czy zabijanie bez emocji dla uświęconego celu jest lepsze niż zabijanie pod ich wpływem? Twórcy dodatkowo pokazują nam tę drugą stronę medalu – miłość i współczucie, okazywane przez Prestona w stosunku do Marii i psa (choć nie tylko).
Dawka oryginalności

Produkcja była nominowana do American Choreography Award za niesamowitą choreografię walk oraz do PFCS Award w kategori “Najlepszy Przeoczony Film Roku”.

Equilibrium to film trudny, zadający wiele pytań, ukazujący wiele stron ludziej natury, któremu dodatkowo towarzyszy wspaniała, “sakralna” wręcz muzyka, a który nie stroni od sporej dawki akcji. Nie polecam filmu młodszym widzom (z uwagi na sporą dawkę przemocy), nie polecam go również osobom, które pragną jedynie taniej rozrywki. Polecam Equilibrium za to tym, którzy potrzebują filmu skłaniającego do głebszych przemyśleń – osoby te nie zawiodą się na tej dawce oryginalności.

Niesamowicie nakręcony film, świetnie się ogląda mniej więcej do połowy. Jest oryginalnie, interesująco i aż chce się przewinąć, żeby zobaczyć jak się to wszystko skończy.

Niestety kończy się tak jakby scenarzystę opłacono tylko za pomysł i pierwsze dwa akty. Im bliżej do końca tym bardziej robi się stereotypowo, holiłódzko i po prostu nudno. A szkoda, bo to był materiał na film porównywalny z klasykami science fiction ostatnich lat, co najmniej na miarę Matriksa.

Hmm, ja chyba jestem jakiś inny - dlaczego wszyscy tak wysoko cenią Matrixa?

Bo Matrix jest kultowy i zmienia widza, a jego forma wzbogaciła oblicze kina. Equilibrium nic takiego nie powoduje.

To tymbardziej jestem jakiś inny, bo dla mnie Matrix to sieczka z efektami specjalnymi i nic poza tym. Hmm...

Ja mam o tym podobne zdanie... teoretycznie jest tam jakaś "myśl filozoficzna", ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jest ona tylko kiepskim uzasadnieniem dla wszechobecnej jatki... Equilibrium może znacząco bardziej mi się nie podobało, ale rzeczywiście film był interesujący i temu się nie da zaprzeczyć.

Myśl w Matrixie jest i to jak w mało którym obrazie s-f. Jest w nim wiele symboli, nawiązań do mitów, Biblii (imiona bohaterów). Akurat sama jatka jak i forma tej jatki jest tutaj nieprzypadkowa. Ten film naprawdę otwiera umysł. Poza tym ma znakomite zdjęcia (chyba najlepsze ujęcie jest, gdy widzimy w odbiciu okularów dwie pigułki trzymane na dłoniach) , rewelacyjną muzykę, no i bullet-time.

Matrix to po prostu dobry film jest. Wystarczy porównać go np z Underworld i wszystko jasne. Nową jakość wprowadza co prawda głównie w dziedzinie techniki filmowej, bo jesli chodzi o ogólnie pojęte SF (książki też) to nie ma tam nic wstrząsająco nowego. Ale to wystarczy, żeby został klasykiem.

Ja mam wrażenie że Wachowscy zaczytywali się w Lemie i Dicku i skompilowali z tego taką właśnie historię.

Ale: W filmie oryginalna historia zupełnie nie jest kluczowa, żeby został on klasykiem. O wiele ważniejsze jest ciekawe jej opowiedzenie, w "filmowym" stylu. Nowatorskie efekty -- szczególnie w przypadku SF -- oczywiście nie zaszkodzą. I na tym polega właśnie kultowość Matriksa.

Fakt faktem - jak czytałam niedawno Kongres Futurologiczny to poczułam się, jakby Wachowscy skumali się z Gombrowiczem, a przy okazji jeszcze czymś "wzmocnili" wyobraźnię.

Chyba w Snergu przedewszystkim. ;)

A odnośnie Equilibrium vs Matrix to u mnie zdecydowanie wygrywa ten drugi, gdyż nie dość, że ma lepsze efekty specjalne, to świat przedstawiony jest o wiele ciekawszy.

Niedawno sobie Matrixa powtórzyłem, na spokojnie, w dobrej jakości. Film się odleżał i jest jeszcze lepszy. Nawet same buty Morfeusza są jakiś takie kultowe, nie wspominając o reszcie:)

Szał na ciemne okulary noszone niezależnie od tego, czy słońce świeci, czy nie, nie wziął się przecież znikąd. :)

Tak. A ciężkie, czarne, połyskujące płaszcze noszone w lato to też nie przypadek:)

http://www.wylfing.net/essays/matrix_reloaded_pl.html

Eseje na temat drugiej części "Matrixa" - przemyślenia wielu osób spisane przez fana całej trylogii i przetłumaczone na język polski. Nawet jeśli nie jest do zgodne z tym co wymyślili Wachowscy, to musicie przyznać, że coś w tym jest.

Equilibrium to wg mnie strasznie niedoceniony film - może przez to, że nie trzyma poziomu do końca, może z innego powodu. W każdym razie - na pewno chętnie go obejrzę jeszcze raz w niedalekiej przyszłości.

"Equillibrium" przypomina mi niedawno recenzowany "V jak Vendetta". SF, totalitaryzm, prosta, liniowa fabuła, przewidywalny koniec, postawione poważne pytania, a jednak oba przyjemnie się ogląda z tym, że wolę ten drugi, bogatszy, z bardziej ludzkimi ludźmi.
Swoją drogą jak to jest, że przyszłość w SF jest zazwyczaj czarno-biała: dyktatura przeciwko dysydentom albo zbuntowane roboty przeciwko zepchniętym do podziemi ludziom?

@matrix,
No chyba, że pod tym względem film jest kultowy, to się zgodzę. Ale pod względem jakości merytorycznej to cięzko mi coś pozytywnego powiedzieć.

@tremor,
No sorry, ale ludziom już się cukierkowy Star Trek znudził :P

Widziałem może z 4 odcinki Star Treka, więc nie mam całościowego poglądu, ale tam właśnie nie było czarno-biało. Widziałem np. odcinek, w którym zaistniał konflikt kulturowy - to co było nieakceptowalne dla Star Trekowców było normą na jakiejś planecie, z której pochodził jeden z członków załogi.

"Matrix" merytorycznie nic nie wnosi? Jest świetnym ukoronowaniem wieku XX, wieku totalitaryzmu, egzystencjalizmu, soliptyzmu, kultury komercyjnej i postmodernizmu. Już w latach 60 ubiegłego wieku w opowiadaniu Lema spotykamy naukowca, który stymulując impulsami elektrycznymi kreował rzeczywistość dla trzymanych w skrzynkach mózgów. Głębokie przekonanie, że jest coś "poza" naszą rzeczywistością i że to "poza' jest bardziej realne od naszego świata ludzie którzy przeszli NDE dzielą z niektórymi ludami Ameryki Południowej.
Film braci Wachowskich podchwytuje ten temat (aluzja do "Alicji w krainie czarów", słynna scena z deja vu) wskazując, że osoby wyjątkowe nie zgadzają się na zastaną rzeczywistość i "biorą czerwoną pigułkę".
A to dopiero początek. W "Matriksie" mamy wątek mesjański (Neo jako wybawiciel, Syjon, zdrada), romantyczny, sceny karate a wszystko osadzone w konwencji S-F i pokazane w sposób spektakularny.

Hmm... Wygląda na to, iż przyjdzie mi w najbliższym czasie ponownie zobaczyć pierwszego Matrixa i dokładniej go przeanalizować.

"Dziwnie się jednak układa, bowiem Ci, którzy są wolni od emocji dzięki Prozium, zabijają więcej niż ludzie te emocje czujący. Okazuje się więc, że wyelminowanie tychże emocji nic nie daje, a jak człowiek zabijał tak zabija nadal – i trzeba przyznać, że jest to ciekawy zabieg twórców"

Interesujące spostrzeżenia, ale nie do końca tak jest - nie zabija tak, jak nadal zabijał. Zabijanie, czy też przemoc zostały poddane totalnej kontroli, usankcjonowane w granicach normy - prawo do nich jest "na wydział", dla służb, które wciąż muszą pilnować, czy gdzieś nie pojawią się objawy starej choroby, wciąż zagrażającej.

Poza tym istotne są dwie kategorie: tak zwane mniejsze zło (coś za coś) oraz sumienie. Chemia zabija uczucia wyższe, nie tylko miłość, czy nienawiść, która stanowiła motor złych uczynków z czasów sprzed nowego porządku, ale przede wszystkim SUMIENIE. To jest najbardziej interesujący paradoks w tej historii. Przecież to właśnie przytłumione sumienie pozwala mordować bez skrupułów, a nie jego obecność!

Wiem, że niektórzy uważają to za błąd logiczny tego filmu, ale ja sądzę, że to jest coś do przemyślenia, dlaczego właśnie tak to twórcy zrobili :)

Co jeszcze - uświadomienie sobie, że jesteśmy tak ulegającymi wpływom istotami, że jakaś smętna chemia jest w stanie zająć miejsce naszego sumienia. Ot i całe człowieczeństwo? Garść hormonów, parę toksyn i już!

Najbardziej zastanawia mnie scena końcowa - uśmiech głównego bohatera, jest dosyć dwuznaczny, żeby nie powiedzieć szalony, demoniczny. Tak nie cieszy się człowiek, który staje się wolny, ani ten, kto wreszcie może być sobą...
To było naprawdę dziwne.

Dodaj komentarz